Recenzja filmu

Parasite (2019)
Joon-ho Bong
Kang-ho Song
Seon-gyun Lee

Mój jest ten kawałek podłogi

"Parasite" to nie tylko najlepszy film 2019 roku, ale jedno z największych filmowych wydarzeń dekady oraz jedno z najwybitniejszych dzieł w historii azjatyckiej kinematografii. Po przygodzie w
Podczas 72. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes najbardziej oczekiwanym tytułem tego wydarzenia był oczywiście kontrowersyjny obraz jednego z najwybitniejszych żyjących reżyserów Quentina Tarantino - "Pewnego razu w Hollywood". Film otrzymał pochlebne recenzje i został przyjęty owacjami na stojąco. Jakież było więc zaskoczenie, kiedy tego samego dnia miał premierę niepozorny "Parasite" Bonga, który okazał się nie tylko najlepszym tytułem festiwalu, zdobywając Złotą Palmę, ale również jednym z najlepszych dzieł dekady.



Rodzina Ki-taeka (Kang-ho Song) żyje na skraju nędzy. Rodzice z dwójką dorosłych dzieci mieszkają w dzielnicy biedoty, w obskurnym zadłużonym mieszkaniu. Wszyscy domownicy są bezrobotni, a ich przyszłość rysuje się w szarych barwach. Pomimo braku środków do życia pielęgnują swoje ognisko domowe, są ze sobą blisko i bardzo się kochają. Wszystko się zmienia, kiedy syn Ki-taeka, Ki-woo (Woo-sik Choi) zostaje polecony przez kolegę do roli korepetytora języka angielskiego. Podszywając się pod studenta prestiżowej uczelni, zyskuje sobie sympatię zamożnych pracodawców. Rodzina zadowolona z sukcesu syna rozpoczyna podwójną grę, dzięki której mają szansę zmienić swój status społeczny.



Od dawna wiadomo, że kino koreańskie słynie z doskonałego łączenia filmowych gatunków i konwencji, a twórca "Zagadki zbrodni" osiągnął w tym prawdziwe mistrzostwo. "Parasite" broni się zarówno jako kino arthouse’owe, jednocześnie bardzo przyswajalne dla zwykłego widza, trzymający w napięciu thriller, uniwersalna, choć osadzona w lokalnym kodzie kulturowym przypowieść o rodzinie, jak i podziałach społecznych, które Bong umiejętnie zakreślił już w niedocenionym "Snowpiercerze", ale dopiero w "Parasite" wzniósł się na wyżyny swojej filmowej maestrii. Podczas seansu towarzyszy nam szerokie spektrum emocji, od śmiechu i współczucia, aż po niepokój, a nawet strach. Joon-ho Bong serwuje nam ucztę dla wszystkich zmysłów, którą należy smakować i doświadczyć, bo koreański filmowiec dowodzi, że w kinie wciąż można powiedzieć coś nowego, zarówno w obłędnej formie, jak i warstwie merytorycznej.



"Parasite" to nie tylko najlepszy film 2019 roku, ale jedno z największych filmowych wydarzeń dekady oraz jedno z najwybitniejszych dzieł w historii azjatyckiej kinematografii. Po przygodzie w Hollywood Bong postanowił wrócić do ojczyzny, gdyż, jak sam twierdzi, to właśnie w Korei ma większą swobodę artystyczną, choć mniejszy budżet. Jeśli efektem tej współpracy mają być kolejne dzieła pokroju "Parasite", to nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać na owoce jego pracy.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Obudził się pewnego ranka z niespokojnych snów i stwierdził, że zmienił się w łóżku w potwornego robaka.... czytaj więcej
Joon-ho Bong wyróżnia się niezwykłą oryginalnością w swych filmach. "Zagadka zbrodni", "Snowpiercer" czy... czytaj więcej
Trafna i umiejętnie podana alegoria społeczeństwa zawsze jest w cenie. Joon-ho Bong czuje ją jak mało... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones