Niemiłosiernie naciągana sytuacja, ale jednocześnie czar, zmysłowość i jakaś bezpretensjonalna melancholia, której zawsze z rozkoszą ulegam.
Czy wy nie umiecie po prostu podzielić się własnym pozytywnym przeżyciem, opinią? A jeśli taka jest,
to czy trzeba umniejszyć, skopać, zaszantażować moralnie widza, który ma inne zdanie, odczucie?
My chyba nie umiemy, ale sorry, nie wiedziałem że ktoś Cię skopał i zaszantażował moralnie. Wobec powyższych faktów współczuję tym bardziej.
Szantaż moralny albo inaczej - manipulowanie cudzą samooceną, chęć sprawiania, żeby komuś się zrobiło się przykro, dziwnie - tkwi we zwrocie "wyrazy współczucia", który oznacza, że mi czegoś brak o czym ty sobie wyrokujesz. Kryje się tu zatem jakiś atak personalny. Bez odbioru.
Daj spokój, nie dramatyzuj, napisałem że współczuję Ci ponieważ nie dostrzegasz w filmie tego co w nim najistotniejsze. To film o wartościach, o miłości, o przyjaźni, o tym co w życiu najważniejsze. A Ty widzisz w nim "naciąganą sytuację". To kino, czyli fikcja. Gdybyśmy oceniali filmy pod kątem wiarygodności, to "Powrót do przyszłości" miałby ocenę "0". Pewnie, że to nie arcydzieło, ale ocena 2 to zdecydowanie niesprawiedliwe.
Gdyby to było sci-fi, to Twój wywód miałby sens, ale to dramat i scenariusz powinien trzymać się kupy. Przykro mi, ale ten film to kiepski, łzawy harlequin, tak słaby, że nawet Eddie przestał się uśmiechać ;)
Dodaj "moim zdaniem". Z którym się oczywiście nie zgadzam. W którym miejscu scenariusz nie trzyma się kupy? Popatrz na ocenę na filmwebie. Wszyscy się mylą tylko Ty wybitna ekspert filmowy masz rację.
Nie widziałeś nigdy słabego filmu o przyjaźni, miłości i "tym, co najważniejsze"? Te tematy NIE SĄ automatycznie gwarancją jakości. Weźmy np. "Cyrk motyli", który pewnie również o ceniłeś wysoko, bo "mówi o wartościach". Dla mnie zaś jest tworem tak szkolnym, że budzi to zażenowanie.
Szanowna Pani Redaktor. Ja rozumiem, że film może komuś się podobać, a komuś innemu nie. Ale Ty dałaś mu ocenę 2, czyli bardzo słaby. Nie zgadzam się z tą oceną i tyle, dla mnie film jest dobry. Nie podajesz żadnych argumentów , po prostu gniot i tyle.Napisz może co wg Ciebie jest takie naciągane, że aż głupie.. A na koniec ,poważnie wierzysz,że większość oceniających się myli? Albo ulega manipulacji jak napisałaś?
Tak jak napisałam w pierwszym poście: chciałam się zachwycić tą historią. Pośpiesznie napisałam pozytywny komentarz. Niestety, wszystko w tej opowieści mnie zawiodło: obsada, scenariusz, dialogi i reżyseria. Te BRAKI sprawiają, że historia wydaje mi się naciągana, nędzna. Dla porównania jest taki film "Corrina, Corrina". Sam zobaczysz, że dzieli je przepaść.
No nie taka przepaść. "Corrina ,Corrina" ma ocenę 7,1 a "Mr Church"-7,4. To tylko 0,3 pkt.. Dzięki za uściślenie porażek filmu. Faktycznie obsada ,scenariusz, dialogi i reżyseria do bani.
Zadowolona?
Ps. Dalej uważam,ze film jest dobry i nie zasługuję na notę 2, jaką mu dałaś. Dalej również uważam, że nie dostrzegłaś w nim przesłania i tego o czym opowiada i stąd ta ocena.
Co do naciąganej sytuacji: http://www.forbes.com/sites/jerylbrunner/2016/09/22/the-man-who-inspired-the-fil m-mr-church-starring-eddie-murphy/#70f733b233f9
Tak, oczywiście, ubarwiono ją zapewne.
Sytuacja jest realistyczna, ale przez deficyty scenariuszowe, reżyserskie oraz pomyłkę obsadową wydaje mi się taka jak purchawka: nadęta, ale wiotka, A mówię to mając porównanie do innych filmów opartych na podobnym motywie.
Widać jak na dłoni, że Pani Redaktor, ma zupełnie odmienne postrzeganie pewnych wartości. Pewnie na redagowaniu wszystkiego co z kinem związane, zjadła przysłowiowe zęby. Rutyna i wypalenie zawodowe, daje się we znaki, a wypaczony gust filmowy - upoważnia do wygłaszania bredni. Tak więc wzywam wszystkich tu zebranych - nie strzępcie sobie języków na tę Panią, gdyż ona nie jest głupia - ona jest niereformowalna...a to duża różnica.
Cóż, Pani Redaktorka nie odpowiedziała na dość proste pytanie, więc i tak dyskusję należy uznać za zakończoną.
Zresztą operuje sporymi ogólnikami, marne są wtedy szanse na sensowną rozmowę i konkretną argumentację.
Skoro widzi słabą obsadę, deficyty scenariuszowe oraz kiepskie dialogi, to ja już nie mam pytań...Prościej i uczciwej byłoby przyznać, że film nie wpisuje się w ogół filmów uznawanych przez nią za dobre, a nie wypisywać takie bzdury.
Poza tym, najpierw sytuacja niemiłosiernie naciągana, po czym, realistyczna - i gdzie tu konsekwencja?
Redaktorka po prostu sama jest widać nieco wiotka. :))
Ale może się mylę i swą wiotkość zmąci garstką konkretnych argumentów. Temu też służyło moje pytanie, bo ja lubię konkrety. Cóż zrobić. :)
Wystarczyło napisać, że film nie spełnił Twoich oczekiwań, albo najzwyczajniej, że się nie spodobał. Po co te nadęte bzdury?
A film jest dobry, nastrojowy i delikatny, jesli można tak to ująć. Moje oczekiwania spełnił, pomimo tego, że nie lubię Britt Robertson.
Jestem przekonany że osoby mające "te drażliwe dni" w miesiącu powinny się wstrzymać przed wydawaniem swoich opinii w trudnym dla siebie czasie. Niełatwo jest pozytywnie odbierać świat i postrzegać go z właściwej perspektywy gdy wszystko wk..rwia wokół. Ten film nie jest o gotowaniu ani o naciąganiu ani o obci... ten film jest o pozytywnych uczuciach. Film jest po prostu piękny i to pod każdym względem.