Zapowiadało się nieźle, Sophie z młodej dziewczyny staje się staruszką, ucieka, trafia na strach na wróble, później na ruchomy zamek, a w nim na Hauru i "kolegów". Ona robi za gosposię i powoli się ze wszystkimi zaprzyjaźnia. No i jest to fajny wstęp.
Później robi się już tylko gorzej. Wątek miłosny? Porażka. Ile ona była w tym zamku? Z 2 tygodnie? Mamy niewiele scen, w których widzimy jakiekolwiek uczucia, a po chwili jest wyznawana miłość - żenua.
Zła wiedźma nagle staje się BABCIĄ, którą Sophie przytula i całuje. Ktoś was zamienia w starca/staruszkę i tak się zachowujecie? Totalnie nierealne.
O Hauru wiemy tak niewiele, że zaglądanie w jego wspomnienia nie jest ani trochę ciekawe.
No i najlepsze. Happy ending - strach na wróble okazuje się być księciem, ale... co z tego? Nic to nie zmienia w fabule. No i królowa ot tak postanawia zakończyć wojnę - starczy, zarządzam koniec, jakby to były jakieś zawody.
Zmarnowane 2 godziny życia.
Dodam jeszcze brak wyjaśnienia jej starości - raz młodnieje, a później znowu jest stara i nie ma o tym ANI SŁOWA.
Masz te same wątpliwości co ja (poza motywem czarownicy zamienionej w babcię – królowa przecież wyraźnie powiedziała, że odebrała jwj moce i wyssała z niej zaklęcia odmładzające, nawet Sophie w jednej scenie mówi Hauru, że czarownica jest już nieszkodliwa. Dlatego dość szybko Sophie się nią opiekuje. Poza tym Sophie to taka klasyczna dobra bohaterka o złotym sercu – już w scenie na płacowych schodach ma momenty, że zaczyna współczuć umęczonej czarownicy, więc nie dziwiło mnie, że potem ją przygarnęła), dlatego tak bardzo szkoda, że nikt nie wyjasnił tych kwestii.